[ Zdjęcie tymczasowe, czekam na słońce]
Fenomen „Mleka i miód” przebił najśmielsze oczekiwania, wszyscy ludzie zaczęli zachwycać się poezją autorki — Rupi Kaur, która w swoich książkach ukazuje nam swoje życie, piękne i złe chwile, dając nam do myślenia co właściwie jest w życiu ważne. Dzisiejszego dnia ma miejsce premiera jej drugiej książki, nazwanej „Słońce i jej kwiaty”. Ja miałam już wcześniej przyjemność przeczytać pierwsze dzieło tej autorki, lecz nigdzie nie pojawiło się na jej temat żadna opinia. Bardzo podoba mi się forma, w jakiej ta książka została wydana, wydawnictwo postarało się, żeby książka prezentowała się ładnie w środku i na zewnątrz.
Wiem, że poezja dla wielu jest dość dziwną formą wyrażania siebie, ale jest także dość oryginalna — zwłaszcza kiedy autor postanawia napisać biały wiersz, który nie posiada żadnych rymów i wygląda tak, jak on właśnie tego chce, aby nie musieć wpasować się w żadne schematy. Trzeba jednak pamiętać, że ten rodzaj dzieła ma wyrażać przede wszystkim emocje, pokazać życie autora, a także skłonić nas do refleksji. To właśnie dzieje się w tej książce. Książka została podzielona na pięć części, każda opowiada na inny temat, ale wszystkie ze sobą tworzą jedną, wspólną historię, która daje wiele do myślenia.
Czy wszystko, co było w środku podobało mi się tak samo? Zdecydowanie nie, kilka pozycji było dla mnie niezrozumiałe, zastanawiałam się jak to mogłoby być problemem dla Rupi Kaur, zaś inne sprawiały, że czytałam je jeszcze raz, by skupić się nad sensem i przemyśleć niektóre rzeczy. Autorka dla wielu jest kontrowersyjna, jedni ją uwielbiają, inni nienawidzą. Nie wiem, czy potrafię odnaleźć się w którymś z typów. Jestem gdzieś pośrodku, nie zakochałam się we wszystkim, co pisze, ale ujęła mnie swoją poezją i poświęcenie kilku chwil na przeczytanie tego było naprawdę warte wszystkiego. Wielkim plusem dla mnie w tej książce jest odkrycie samej siebie i prawdy o swoim życiu, a także pokazanie jak ważne są więzy rodzinne, które w dzisiejszych czasach zaniedbujemy, nie zdając sobie sprawy z tego, że każdy zniknie w końcu z tego świata i nie będziemy mogli wtedy nic zrobić — autorka próbuje nas nauczyć, że liczy się każda chwila z bliskimi i rozmowa, a także odkrywanie przeszłości rodziny.
Dla tych bardziej lubiących poezje to idealny prezent, który można podarować i wiem, że wielu z Was czekało na tę książkę. Ja pewnie jeszcze nieraz będę po nią sięgać, żeby przejrzeć jakieś wartościowe cytaty, które pomagają w gorszych dniach. Mnie osobiście bardziej do gustu przypadła książka „Mleko i miód”, ale być może ktoś z Was będzie miał odmienne zdanie na ten temat. Jestem ciekawa co Wy sądzicie o tej książce i jej poprzedniczce? Czy lubicie dzisiejsza poezje, a może dla Was to strata czasu? Koniecznie dajcie mi o tym znać w komentarzach.
Za książkę dziękuje wydawnictwu Otwarte.
Pozdrawiam,
Tori.