Ta książka to opowieść oparta na prawdziwych faktach, co spowodowało, że bardzo chętnie wzięłam się za czytanie jej. Autorka, która spotkała się naprawdę z tymi osobami, rozmawia z nimi i słucha opowieści, od tych zwykłym, dość śmiesznych, po pełne cierpienia wspomnienia z czasów młodości naszych bohaterów. Wszystko mogłoby wyjść całkowicie dobrze, udać się na pełną skalę, ale ja mam do tej książki kilka zastrzeżeń, które niestety nie pozwalały mi się cieszyć w pełni z tej magicznej przygody Tabor i bezdomnego Michela Kinga.
Michael King ma czterdzieści siedem lat i żyje na ulicy, po tym, jak kilka lat temu, po starcie bliskiej mu osoby upada na dno. Jest jakby pogodzony ze swoim życiem, a wieczory spędza wydając pieniądze, które posiada na tani alkohol, który przyniesie ukojenia, jakby nie patrzeć życie na ulicy nie należy do najprzyjemniejszych. Wszystko zmienia się, kiedy mężczyzna znajduje osamotnionego kota, któremu pragnie pomóc za wszelką cenę, nawet nie zdaje sobie sprawy jak przez tą decyzję zmieni się jego całe życie. Węszyciel, bo taką ksywkę nadali mu przyjaciele z ulicy nazywa kotkę Tabor i postanawia się nią zaopiekować, choć na początku mu się wydaje, że kotka nie będzie miała ochoty na przebywanie z nim i następnego dnia już mu ucieknie. Nad rankiem zdaje się jak bardzo się mylił i od tamtej chwili zaczyna się ich wielka przygoda. Mężczyzna dzięki rozpieszczonej kotce staje się kimś innym, jego depresja zaczyna znikać, a życie staje się jakby weselsze, nie zależy mu tylko na piciu, zaś to opieka nad kotem liczy się w tejże chwili najbardziej. Zaczyna się ich szalona podróż po stanach w Ameryce, by przeczekać zimę.
Ron Buss to właściciel Tabor, a właściwie Maty Hairi. Samotny mężczyzna, ratujący koty przed krzywdą ze strony ludzi traci na prawie rok swoją kotkę. Nie jest jednak jak inni i nie poddaje się, wierzy, że jego ukochane zwierzątko gdzieś tam jest i przeżywa wspaniałe przygody. Jego postać nie jest tutaj jakoś bardzo według mnie rozwinięta, oczywiście posiada wiele pozytywnych cech, lecz niekoniecznie można się z nim zżyć, dlatego też nie mogłabym więcej o nim powiedzieć. Jak najbardziej na plus jest wspaniałym opiekunem dla zwierząt.
Czy książka mi się nie podobała? Tego powiedzieć nie mogę, cała historia jak najbardziej mi się podobała. Po tej książce sięgnęłam po informację o całej tej przygodzie i naprawdę byłam nią oczarowana. Niestety to, w jaki sposób autorka opisała tę książkę jest dość nudne, nieraz się nudziłam i nie potrafiłam przebrnąć przez to zbyt szybko, niekiedy się zawiesiłam, gdyż w ogóle mnie to nie interesowało na tyle. Gdyby było to jakoś inaczej opisane, prawdopodobnie byłoby ciekawsze. Myślę, że jeśli ktoś z Was kocha zwierzęta, pokocha także tę książkę. Ja ją dalej polecam w wolnej chwili, ale nie jest to pozycja obowiązkowa, którą każdy musi przeczytać.
Za książkę dziękuje wydawnictwu Kobiece.
Pozdrawiam,
Tori!
Nazwa bloga i miłość do kotów, nie pozwalają mi przejść obojętnie wobec tej książki.:)
OdpowiedzUsuńKocham koty i miałam wielką ochotę na tę książkę, ale jednak się nad tym zastanowię. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńKsiążka mnie zaciekawiła, ponieważ uwielbiam zwierzęta, a w szczególności koty. Chętnie ją przeczytam :-)
OdpowiedzUsuńJestem psiarą, więc nie sięgam po kocia książki z dużym entuzjazmem. Skoro ta momentami była nudna to tym bardziej cieszę się, że ostatecznie się na nią nie zdecydowałam :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam koty! Muszę zapoznać się z tą historią :)
OdpowiedzUsuńNie moja bajka. Wole pieski 😉
OdpowiedzUsuń