W życiu czytałam już wiele romansów, w większości mają one do bólu łatwy schemat, przez co robi mi się słabo. Z tą książką jest całkowicie inaczej. Corinne Michaels pokazała mi coś, czego już dawno w tym gatunku tak dobrze mi się nie czytało. Krótka, lekka opowieść o stracie, bólu, zakazanym owocu i miłości. Wszystko tak do mnie trafia, że nie mogę, powiedzie, by ta powieść była przewidywalna. Najpierw otwiera Twoje serce, by ostatnią stroną zmiażdżyć wszystko, co było takie wspaniałe, psując całą harmonię idealnego zakończenia. Na książce jest napisane, że natychmiast będziemy chcieli poznać ciąg dalszy i zdecydowanie tak jest!
Poznajemy Natalie już na dość poważnym etapie jej życia — kobieta jest w zaawansowanej ciąży i czeka na swojego ukochanego męża, który musi powrócić z misji. Los dla tej 27-letniej kobiety nie był zbyt łaskawy i w tak młodym wieku musi zmierzyć się z tak ciężkimi problemami. Kobieta jest bardzo silna, ale pewnie każdy się domyśla, co musi wewnętrznie przeżywać, współczujemy jej, chcemy jej pomóc, ale nie rozumiemy jej bólu, bo nie byliśmy w takiej sytuacji. Jak wielu z nas nakłada jednak na swoją twarz maskę, by nikt nie zobaczył jej bólu. Stara się być niezależną kobietą, ale nie wychodzi jej, to gdy wokół znajdują się ludzie, którzy chcą jej pomóc, nieważne czy tego potrzebuje.
Liam to z kolei kolejny tajemniczy mężczyzna w życiu wielu czytelniczek. Choć sama Natalie wie o nim wiele, tak naprawdę nam jest trudno dowiedzieć się o jego przeszłości, bo mamy same urywki, które nakreślają nam jego ogólny charakter, ale nic więcej o nim nie wiemy. Za to jego czyny świadczą wiele. Cieszę się, że nie jest kolejnym typowym łobuzem, bo mamy ich zdecydowanie za dużo w takich książkach, takie oderwanie się od tego dobrze działa na całokształt. Charyzmatycznie napisana postać, którą pewnie wiele kobiet chciałoby poznać, ja mogłabym, chociaż mieć w połowie tak opiekuńczych przyjaciół, jak on.
Cały wątek jest poprowadzony w dość łagodnym tempie, co działa tylko i wyłącznie na plus całej opowieści. Możemy dokładnie dostrzec miłość rosnącą na stronach książki. Myślę, że po przeczytaniu książki większość z Was chciałaby mieć w swoim życiu kogoś takiego, jak Liam. Minusem, który troszeczkę mi przeszkadzał to fakt, że mało co wiemy o przeszłości głównych bohaterów i chciałabym więcej rozdziałów z perspektywy Liama, bo czytając je niejednokrotnie się, uśmiecham, widząc to, co sobie myśli.
Podsumowując „Consolation” to ciekawa i zmuszająca do refleksji opowieść o tym, czy po żałobie można się jeszcze zakochać i wieść piękne życie. Przyjemna książką, którą można przeczytać w jeden jesienny wieczór przy herbacie i zastanowić się nad tym wszystkim, zmusić się do zadania sobie paru pytań. Mam nadzieję, że druga część będzie tak samo dobra, jak pierwsza, a przyjemnie by było, gdyby była jeszcze lepsza.
Za egzemplarz przedpremierowy dziękuję wydawnictwu Szósty Zmysł.
Pozdrawiam,
Tori.