Ponad rok temu napisałam recenzję pierwszej książki tej serii, którą możecie znaleźć tutaj i serdecznie do niej zapraszam. Nie wiem czemu tyle zwlekałam z napisaniem tego postu, bo ta książka została przeze mnie przeczytana jeszcze w dzień premiery. Myślę, że wszyscy znamy poczciwego wujka Riordana, jak fani go nazywają i wiemy w jakiej tematyce się ten autor obraca. Przyznam się szczerze, że należy on do czołówki moich ulubionych pisarzy i chyba nigdy stamtąd nie wyjdzie. Pamiętam jak wiele lat temu sięgnęłam po jego pierwszą książkę (zabawne było to, że zaczęłam niefortunnie czytać serię "Olimpijscy herosi" przed przygodami Percy'ego) i przepadłam w jego świecie. Jeśli śledzicie mój blog na bieżąco, wiecie, że uwielbiam książki z wątkiem mitologicznym i parę z nich zrecenzowałam, wiec jeśli to Was interesuje, możecie poszukać na blogu. Czy jednak Rick Riodan się zepsuł? Przekonajcie się sami.
Apollo pod postacią Lestera Papadopoulosa, z tłuszczykiem i trądzikiem na twarzy dalej podróżuje po świecie jako człowiek, co jest jego karą nadaną mu przez Zeusa - jego ojca. Ma do spełnienia ważny cel, który już w ciele boga wydaje się trudny, a co dopiero w ciele chłopaka. Riordan pokazuje nam jednak przemianę tej postaci z boga, który uważa się lepszy od innych staje się kimś, kto dobrze traktuje innych i bardzo mi się to podoba. Obrazuje to nam przemianę Apolla, zmienia swoje myślenie, wydaje mi się, że przyzwyczaja się powoli do ludzkiego życia i uczuć, co jest dobrze trafionym pomysłem. Szczerze mówiąc to nigdy nie przepadałam za tą postacią, a po tym, co się działo w "Krwi Olimpu" znienawidziłam go poniekąd, ale kara jaką otrzymał nauczyła go chyba paru rzeczy. W tej części historii pojawiają się starzy, jak i nowi przyjaciele, a najbardziej zagłębiamy się w życie Apolla, które toczyło się tysiące lat temu. Podoba mi się wątek przeprowadzony między głównym bohaterem, a cesarzem, którego trzeba pokonać. Jest niezwykle osobisty, choć na początku taki się nie wydaje.
Opuszczamy bezpieczne mury obozu herosów i wyruszamy w prawdziwą podróż na moim ulubionym Festusie, pojawienie się znanych nam już postaci to dla mnie raj, bo zdążyłam większość z nich pokochać. Skupiamy się na wątku, który dzieję się w miejscu, w którym przebywają bohaterowie, ale nie można zapomnieć o tym, co autor sobie tak idealnie zaplanował, wątku toczącym się w tle, który powraca do czasów początku Percy'ego wiele lat temu. Jestem pełna podziwu tego, jak on potrafił sobie to wszystko złączyć w całość i pamiętać o tylu drobnych szczegółach, czytając książkę byłam ciekawa, czy miał to wymyślone lata temu, czy wpadł na to dopiero teraz. Główna historia w tej części podobała mi się bardziej niż w pierwszej, bo mamy tu wielkie zderzenie z przeszłością Apolla i patrzymy na to, jak sobie radzi obecnie z decyzjami, które podjął wieki temu. Imponuje mi także jego postawa kiedy zależy mu na kimś i stara się za wszelką cenę uratować taką osobę.
Jak zawsze w książkach Riordana spotykamy to coraz nowsze pomysły na wątki, misję czy wiele innych rzeczy. Humor tego autora mi się chyba nigdy nie przestanie podobać, a haiku, które dodaje do każdego rozdziału są boskie (Apollo powiedziałby, że to najlepsze, co jest na świecie, ale ja się z tym nie zgadzam, bardziej śmieszą niż są piękne). Wydaje nam się, że nie można wprowadzić już nowych potworów do świata herosów, ale jesteśmy w błędzie, bo czytając książkę jesteśmy pod wrażeniem tego, jak autor dobrze zna się na mitologii. Znajdziecie w środku wiele akcji, rozterek, a przede wszystkim humoru, co wspominałam wcześniej, ale trzeba pamiętać, że to jest najważniejsza rzecz, która określa książki Riordana. Mam mnóstwo zaznaczonych karteczek z cytatami, które zapewne cieszą tylko takie osoby jak ja - zapalczywie kochające mitologię, ale nie wstydzę się tego. Oczywiście kilka motywujących cytatów także się znajdzie, więc nie ma na co narzekać.
Tytuł tego postu to: "Czy Rick Riordan się popsuł" na co odpowiadam: zdecydowanie nie. Mówiąc szczerze zawsze będę kochała jego książki, ale wiem, czego mogę się po nich spodziewać, nie jest to autor, który może zaskakiwać czymkolwiek. Tworzy podobnych, śmiesznych bohaterów, z trudniejszym życiem i dokładając do tego wszystkie znane światu mity. Ja jednak na to nie narzekam, bo to nazwisko dla mnie samo w sobie, z niecierpliwością zawsze czekam na jego książki i nie mogę się doczekać, aby zacząć je czytać, gdy mam je już w ręce. Nie znam ludzi, którzy go nienawidzą, choć wielu mógł się już przejeść. Dla mnie to jednak będzie miłość do końca. Nie nudzi mnie to nawet, po którejś książce z kolei, a przeciwnie, mam zamiar znowu zacząć czytać Percy'ego od nowa (dokładnie trzeci raz) i skompletować wszystkie jego książki.
Jestem ciekawa co Wy sądzicie o tym autorze i co sądzicie o jego książkach, czy przypadły Wam do gustu.
Pozdrawiam,
Tori.